czwartek, 23 lutego 2017

Tłusty czwartek

Dzisiaj Tłusty Czwartek. Dla mnie dzień jak co dzień, po prostu na drugie śniadanie zamiast bułki zjadłam cudnego pączka z różą. Jednak gdy trafiłam na grafikę udostępnioną przez styl.pl od razu przypomniała mi się historia, którą usłyszałam podczas swojego porodu... o Mężczyźnie, który próbował połknąć pączka w całości....

Biorąc pod uwagę fakt, że po 12 godzinach ciężkiego porodu nagle trafiłam na salę operacyjną, to muszę przyznać, że byłam dosyć przejęta i mało rzeczy mnie w tamtej chwili bawiło. W sumie nazywając rzeczy po imieniu byłam przerażona, bo nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Ale gdy już mnie znieczulono, a ja dalej mogłam w myślach odmawiać zdrowaśki, to lekarze nie tylko zajmowali się mną, ale i rozmawiali ze sobą.
I nagle usłyszałam, że piętro niżej operowany jest mężczyzna, który założył się z kolegą, że połknie pączka w całości. Historia może byłaby zabawna, gdyby nie alkohol i fakt, że mężczyzna próbował wygrać zakład, a jego kolega (również pod wpływem) zbyt długo zastanawiał się, czy kolega się wygłupia, czy może faktycznie już czas wezwać pogotowie. Nie wiem jak historia się skończyła, ale zapadła w moją pamięć i jedząc pączki zawsze jem je małymi kęsami. Ta historia uzmysłowiła mi również, że dla lekarzy którzy nie jedno w życiu widzieli jesteśmy po prostu kolejnym przypadkiem, a dla nas ten przypadek to całe życie. 

Kilka pączków w Tłusty Czwartek większości z nas nie zaszkodzi, ale pamiętajcie, aby nie połykać ich w całości, no i nie jeść za dużo, bo wbrew temu, co mówi grafika powyżej potwierdzam, że słyszałam o złośliwych pączkach, które idą w boczki lub stają się historią, o której prawdopodobnie nigdy nie zapomnę.

wtorek, 14 lutego 2017

Moja praca też jest ważna!

Decydując się na bycie mamą musimy na jakiś czas zrezygnować z naszych aspiracji zawodowych. Nawet jeśli pracujemy w ciąży, to gdy już pojawia się mały człowiek, w końcu przychodzi czas, aby to jemu poświęcić swoją uwagę. Gdy nasze dziecko jest już na świecie, nie czujemy, aby brak pracy zawodowej był naszym wyrzeczeniem, w końcu poświęcamy się dziecku, a tych pięknych pierwszych chwil, nawet jeśli dają nam w kość, nie będziemy mogli już powtórzyć.

Przychodzi jednak czas frustracji, kiedy chcemy wyrwać się z domu od pieluch i problemów związanych z ząbkowaniem, usg bioderek i rozszerzaniem diety niemowlaka. Niestety mało która mama jest w stanie fascynować się tymi tematami do tego stopnia, aby nie chcieć od życia nic więcej.

Następnie przychodzi czas powrotu do pracy, ponieważ nie każdego stać, na to, aby pracą stało się wychowywanie dziecka i prowadzenie domu. I tu przychodzi zderzenie z rzeczywistością, ponieważ prędzej czy później spotkamy się z oskarżeniami. Każde nasze potknięcie w pracy może być traktowane jako brak poświecenia i myślenie o domu i dziecku. Każda nasza nadgodzina będzie zaniedbaniem dziecka, a każde L4 wyrzutem sumienia. Nie jesteśmy ani gorszymi pracownikami, ani też gorszymi matkami, dlatego bo godzimy w życiu różne role. Nie chcę, aby ktoś mówił mi, że robię coś gorzej, bo jestem matką, czy też odwrotnie, mówił, że jestem gorszą matką, ponieważ chodząc do pracy chcę dbać o odpowiedni status swojej rodziny.


Boli mnie również fakt, że jako kobiety gorzej zarabiamy. I tak po prostu jest, a argumenty dobrze znamy: bo zaraz możemy zajść w ciążę, a w ciąży kobiety rzadko pracują, a po powrocie do pracy myślą wciąż o swoich dzieciach. Boli mnie, że mało kto docenia wkład w prowadzenie domu i wychowywanie dzieci i fakt, jak trudno czasami jest to wszystko pogodzić. Gdy moje dziecko jest chore, to ja biorę L4 i siedzę w domu, piorę, sprzątam, gotuje, podaje leki, a z tyłu głowy wciąż mam tematy, które zostawiłam w pracy. Jednak to moja praca jest mniej ważna, bo mniej zarabiam, bo jestem matką, bo to ja muszę być gotowa do poświęceń, bo tak jest urządzony nasz świat. To nie jest problem w moim związku, to problem społeczeństwa, to problem gospodarczy. W naszym kraju zniechęca się kobiety do pracy, mami programem 500+, socjalem, wrzuca w stereotyp matki polki, która mniej zarabia, bo jest kobietą, bo musi zająć się domem i dziećmi, a gdy za bardzo zajmuje się sobą, to jest po prostu egoistką.

Moja praca jest dla mnie ważna, nie ważne ile pracuję i gdzie. Za rzetelność, zaradność, codzienną kreatywność powinien doceniać nas nie tylko pracodawca, ale przede wszystkim my powinnyśmy czuć wartość tej pracy, my czyli społeczeństwo, które tak bardzo lubi szufladkować.

A czy wy również odczuwacie niesprawiedliwość w tym temacie?



czwartek, 9 lutego 2017

Czy warto zrobić sesję ciążową?

Ostatnio stwierdziłam, że najbardziej żałujemy rzeczy, których nie zrobiliśmy i nie możemy już powtórzyć. I z pewnością ta prawda sprawdza się w przypadku sesji ciążowych oraz noworodkowych, ponieważ te cudowne chwile drugi raz się już nie powtórzą! Jeśli pragniemy takich zdjęć, to po prostu powinniśmy je zrobić, bo każda ciąża, każdy noworodek jest jedyny w swoim rodzaju, a druga taka sama okazja się już nie powtórzy.

Najczęściej przed zrobieniem sesji ciążowych powstrzymują nas dwa czynniki - pierwszy to pieniądze, bo za taką sesję trzeba zapłacić, a drugi czynnik jest emocjonalny, bo nie zawsze czujemy się w ciąży atrakcyjne. Jednak obserwując różnych fotografów jednego jestem pewna, dzięki dobremu, pomysłowemu fotografowi będziecie mieć fantastyczną pamiątkę, a pieniądze, które zaoszczędzimy nie robiąc takiej sesji i tak w końcu  i tak wydamy na pieluchy, jedzenie albo bezużyteczny gadżet.

Może nie jestem do końca obiektywna, ponieważ dla mnie zdjęcia są najlepszą pamiątką i sama jestem przekonana, że wykonując spersonalizowany prezent w postaci kalendarza, fotoalbumu, obrazu na płótnie, robię coś niezwykłego. Jednak jeśli nawet tak nie jest, to poświęcam swój czas i robię, to co potrafię najlepiej. Bardzo żałuję, że podczas ciąży nie uwieczniłam tego okresu lepiej, ale teraz muszę walczyć, aby obrazy z tamtego czasu nie zatarły się w mojej pamięci.

Ostatnio podczas wizyty u cudownej makijażystki, która wybrała mnie do swoich metamorfoz spotkałam dwie ciężarne dziewczyny. Każda z nich szykowała się na sesję ciężarną i żadna z nich nie była do tego w 100% przekonana. Nie wiem dlaczego niektóre dziewczyny tak źle czują się w ciąży, jednak jestem przekonana, że z perspektywy czasu będą inaczej oceniać ten czas, a na widok zdjęć z sesji łza zakręci im się nie jedna łza w oku.

A poniżej parę zdjęć, które dostałam w prezencie od mojej cudownej fotografki Dominiki Kobylskiej, która byłą również obecna podczas mojego ślubu. I myślicie, że żałuję, że mam taką pamiątkę? - Żałuję, że nie uwieczniłam tych cudownych chwil wielokrotnie! Jedno wiem na pewno, że te chwile już się nie powtórzą...





środa, 8 lutego 2017

Czy Wasze dziecko jest genialne?

Dla każdej matki jej dziecko jest genialne, bo miłość do człowieka, który jest częścią nas samych sprawia, że tracimy obiektywizm. Zanim jednak zaczniemy rywalizować, porównywać, które dziecko pierwsze zaczęło korzystać z nocnika, a które pierwsze powiedziało pięknie "kocham Cię mamo", to weźmy głęboki oddech. 

Przy relacjonowaniu rozwoju naszych dzieci przyda się nam wiele głębokich oddechów. Hormony i uwielbienie własnego dziecka trochę mieszają nam w głowach. Oczywiście również daję złapać się w pułapkę uwielbienia i chęci epatowania geniuszem mojego dziecka. Metoda głębokich oddechów okazuje się niezawodna! Każdy kto ma dziecko, będzie i tak uważał, że jego dziecko jest lepsze, a gdy już wyjdzie z etapu bezkrytycznego podziwu dla swojego potomka, to i tak porównywanie dzieci nie ma większego sensu. Mogę porównywać się z moimi koleżankami, która ma więcej zmarszczek, bo porównywanie dzieci jest mniej więcej tym samym, czyli bezproduktywną stratą czasu.

Mam kilka swoich zasad, które staram się przestrzegać, aby nie być dla innych uciążliwa jako matka wariatka. Staram się nie pokazywać zdjęć mojego dziecka, jeśli ktoś mnie o to nie prosi. Nie każdy człowiek uwielbia dzieci i nie każdy chce oglądać zdjęcia cudzego dziecka. Nie uważam, że dziecko, które robi coś szybciej czy wolniej jest lepsze lub gorsze. Rywalizacja na gruncie rodzicielstwa zawsze była powodowana chorymi ambicjami. Nie oceniam metod wychowawczych innych, a jednocześnie jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Zdaję sobie sprawę, że popełniam wiele błędów wychowawczych i jeśli ktoś wskaże mi dobrą drogę, to po prostu chcę ją poznać - przecież i tak ostateczny wybór należy do mnie. Szukam balansu pomiędzy byciem matką, kobietą a żoną. Nie mówię innym jak mają żyć, nie przejmuję się krytyką, jeśli postępuję zgodnie z własnym przekonaniem. Kiedyś miałam wiele teorii, ale życie wszystko weryfikuje. Nie oceniam, czy karmisz, jak karmisz, nie jestem psychologiem, ani ekspertem w dziedzinie wychowania, ale denerwują mnie ludzie, którzy oceniają, jak długo i czym karmisz dziecko, krytykują za zmianę stylu życia, narzucają normy, których nie chcę realizować. Żyjmy po swojemu, szukajmy i nawet jeśli bezkrytycznie uważamy, że nasze dziecko jest genialne, to w sumie miejmy i na to swój czas!

wtorek, 7 lutego 2017

Zimo, jak żyć?

Nie ulega wątpliwościom, że podziwiam wszystkie kobiety, które poza pracą i domem znajdują czas na pasje, pisanie i potrafią wszystkie elementy sprytnie pogodzić. W moim wypadku szansa, aby cokolwiek napisać pojawia się zazwyczaj, kiedy moje dziecko jest chore i zamiast w pracy siedzę w domu. Miałam wiele planów odnośnie weekendu, ponieważ mój mąż wyjeżdżał, więc już miałam rozplanowany czas na czytanie, oglądnie filmów i pisanie... Jednak nigdy nie jest tak, jak byśmy chcieli, aby było. Okazało się, że moja córka skutecznie mnie zaraziła i dopiero teraz jestem w stanie cokolwiek napisać między jednym a drugim psiknięciem. Na szczęście mam cały arsenał chusteczek higienicznych, więc może nawet uda mi się skończyć zdanie i nie zainfekować mojego laptopa.

Tegoroczna zima daje mi popalić. Jeśli aktualnie nie choruje moja córka, to w pracy mam przed sobą maraton zastępstw, bo jak wiadomo chorują nie tylko dzieci, ale i dorośli. Brak słońca, mróz oraz błoto, które codziennie wnoszę na butach do domu, doprowadzają mnie do szału. Jednak godnie odkurzam, zamiatam, sprzątam i staram się z gracją poruszać zarówno z miotłą w domu, jak i w pracy na obcasach. Pociesza mnie fakt, że zawsze mogłoby być gorzej... chociaż w sumie nie pociesza mnie, ale nie zazdroszczę wszystkim ciężarnym, które muszą w zimę mierzyć się z tymi wszystkimi wirusami i szczerze współczuję tym kobietom, które nie dość, że są w ciąży to mają małe dzieci.

Jakoś musimy przetrwać zimę, ale na szczęście pewne jest to, że w końcu zima się skończy i przyjdzie po niej wiosna. Wiosna przyniesie nowe powody do narzekania, no, ale przynajmniej dostaniemy trochę naturalnej witaminy D. A swoją drogą, mam nadzieję, że dajecie swoim pociechom po witamince?

piątek, 30 grudnia 2016

Frustracja matki polki

Mówimy niepoprawnie i za szybko. Krzyczymy, przeklinamy. My matki polki we krwi mamy frustrację. Sama zbyt często narzekam, za mało piszę, za mało robię rzeczy by zmienić świat, który mi nie pasuje. Daję ponieść się emocjom. Czasami chce mi się płakać z bezsilności i zmęczenia. Jestem zła na siebie i na czas który tracę nie ciesząc się z tego, co mam. I tak jako matka codziennie zdaję egzamin. Czasami czuję, że oblałam, ale jakoś udaje się zaliczyć kolejny dzień. Szukam optymizmu, uśmiechniętych kobiet, które godzą pasję, pracę, wychowywanie dziecka i udaje im się budować szczęśliwe związki. Lubię czytać, że to nie jest łatwe - bo nic tak bardzo mnie nie zraża jak fałsz. Nigdy nie jest aż tak źle żeby nie mogło być gorzej, ale też rzadko kiedy całe życie jest usłane różami. Gdzieś po środku jest prawda, że w życiu każdej kobiety bywa różnie. Czasami czujemy się totalnie niedowartościowane, a w domu i w pracy nic nie układa się tak jak powinno, jednak przychodzi kolejny dzień, nagle wstajesz i wiesz, po co żyjesz, zapominasz o tym, co złe. Trudno powiedzieć, co tak na prawdę pomaga pokonać problemy, czy też poukładać wszystko w naszej głowie. Wiem, że frustracja prowadzi do kolejnej kłótni, a stąd tylko krok do potknięcia w pracy i wyprowadzającego z równowagi marudzenia dziecka. Niektórzy mają problemy z wymowa "f" łączonego z "r". Zanim nasze dziecko powie pierwsze "r" przed nami długa droga. Potykamy się o słowa, połykamy sylaby i wytykamy błędy.  Szczękam zębami, sfrustrowana nadmiarem myśli trudnych do wymówienia. Bezbłędnie artykułujemy tylko złe emocje. Ból, złość, irytacja i ogólny dyskomfort. Czy to syndrom matki polki, która zrobi wszystko, aby potem marudzić?

Frustracja narasta. Rzeczywistość zgrzyta zębami każdego dnia. Ale ja już wiem, że zaraz wszystko się zmieni. Nowy rok zawsze daje nadzieję. Zaraz też wstanie moje chore dziecko, a ja wiem, że w nowym roku będzie już zdrowe. Trzeba zawsze mieć nadzieję i nawet w najgorszych chwilach odrobinę optymizmu.

Wszystkiego dobrego i mało frustrującego w nowym roku!





piątek, 28 października 2016

Dlaczego nie będę popularną blogerką?

Dzisiaj doszłam do wniosku, że muszę ograniczyć czytanie i nie chodzi mi o czytanie książek, a blogów. A dodam, że czytam tylko fajne blogi i gdy piątkowy poranek zacznę od genialnej lektury, to czuję, że nic ciekawego nie mam już do powiedzenia, czy też napisania. Ale to nie jest mój największy problem! Najlepsze skojarzenia, zdania z świetnie dobranymi równoważnikami, nadrzędnikami i ładnymi słowami przychodzą mi do głowy zawsze nie w porę, a gdy już siadam sam na sam z moim laptopem, czuję pustkę i wracam do prania, czy też czytania. Czasami mam wrażenie. że ktoś przelał na papier/klawiaturę wszystkie moje myśli, a jakby tego było mało, to o problemach matek one same wiedzą na tyle dużo, że może lepiej więcej już nie pisać? Jednak usiadłam i staram się łączyć kolejne słowa, aby czytelnik był w stanie wytrwać do końca. I długo zastanawiałam się, co stoi za przyczyną mojej zaniżonej samooceny i zbyt krytycznemu podejściu do własnej osoby oraz wszystkich wytworów, zarówno literackich, kulinarnych, jak i krawieckich. I mam pewny trop. Nie jestem uwielbiana, lajkowana, nie chwalę się w internecie zdjęciami mojego cudownego dziecka, które z pewnością trochę kciuków podniesionych w górę by zebrało. Jednak nie chcę bez zgody córki posługiwać się jej wizerunkiem, więc muszę pogodzić się z faktem, że w mediach społecznościowych nie będę klikana. Ostatnio przeczytałam u Nishki, że ona lepiej czuje się operując słowem, niż obrazem, jednak w tym zakresie również czasami czuję, że stąpam po nierównym gruncie.

Ewidentnie coś nie tak jest z moją samooceną i nie wiem, czy Ty czytelniku również masz podobne odczucia. W moim przypadku jest sporo winnych. Z pewnością też za często przeglądam kolorowe okładki, a w mediach społecznościowych zbyt często wpatruję się w piękne zdjęcia, zadowolone twarze, a sama za mało się uśmiecham. A przecież trzeba się cieszyć z tego, co się ma. To takie proste i wyświechtane sformułowanie, że nie doceniamy tego, co mamy, ale mam wrażenie, że średnio zapominam o tym kilkanaście razy dziennie.

Ostatnio odczuwam silną potrzebę uwiecznienia tego, jak piękna jest moja córka i bardzo ubolewam nad faktem, że jako rodzina mamy tak niewiele wspólnych zdjęć. Moda na sesje brzuszkowe, noworodkowe i rodzinne przyszła zdecydowanie za późno. Wszystkim mamom, które takiej sesji nie mają, pozostaje jedynie podziwiać zdjęcia innych maluszków. A trzeba przyznać, że sesje noworodkowe chwytają za serce. Zdjęcia rodzinne są również świetne, jednak nie jestem w stanie ani dobrocią, ani złością wymusić na moim mężu nawet jednej wspólnej fotografii, ale to osobny temat, którego wolę nie ruszać, aby nie podnosić swojego ciśnienia. W moim wypadku stwierdzenie, że jest mi potrzebne uwiecznienie i zatrzymania czasu to strzał w dziesiątkę. Mogę godzinami przeglądać zdjęcia, które regularnie wywołuję i wsadzam w ramki. Jakby tego było mało im większa jest moja córka, tym bardziej uświadamiam sobie (o głupia ja!), że tych wspólnych chwil nie można przeżyć drugi raz, a ja chciałabym mieć taki czasowstrzymywacz.

Tłumaczę sobie, że to nostalgiczna pora roku, zła pogoda, przemęczenie i przeziębienie, którego nie potrafię wyleczyć, sprawia, że za bardzo skupiam się na tym, by być szczęśliwa, zamiast po prostu być. No, a mając na uwagę wszystkie powyższe argumenty tj. słaba samoocena, brak zdjęć, narzekanie, przemęczenie, można śmiało stwierdzić, że robię wszystko, aby nie być znaną i popularną blogerką.

I teraz zdanie, które skopiowałam i najchętniej wydrukuję sobie i powieszę na swojej tablicy magnetycznej:

"Więc jeśli czyjeś piękne zdjęcia, odbierają ci poczucie własnego piękna, po prostu ich nie oglądaj."  Sara Ferreira aka Miss Ferreira - cudowny był wpis o tym, aby być zwykłą dziewczyną!

A żeby nie było...
jedno zdjęcie wstawię, o!